syndrom pani Bovary
Marionel Luciano z Unsplash

Psycholodzy podkreślają, że coraz częściej zakochujemy się w wyidealizowanej wizji miłości niż w żywym człowieku. Nasze imaginacje zafałszowują obraz rzeczywistości. Pośrednio przyczynia się do tego popkultura. Wychowujemy się na komediach romantycznych, telenowelach i romansach. Wszystko to dobrze się sprzedaje, ale funduje nam jedynie iluzję szczęśliwego związku. Wierzymy, że druga osoba będzie o nas zabiegać i toczyć boje. Zwyczajny partner wydaje się taki nudny. Uważamy, że zasługujemy na kogoś wyjątkowego. Czym jest syndrom pani Bovary i co warto o nim wiedzieć, aby budować lepsze związki?

 

Zakochanie w wizji idealnej miłości

Miłość, która obezwładnia, prowadzi do utraty tchu i zmysłów. Obfituje w silne emocje i namiętności. Pełna jest romantycznych elementów – serenad, wierszy czy spacerów brzegiem morza. Brzmi to jak scenariusz komedii romantycznej, jednak wielu z nas odtwarza go w swojej głowie i wciąż poszukuje tej wyjątkowej osoby. Na tym polega syndrom pani Bovary. Osoba nim dotknięta nie potrafi twardo stąpać po ziemi. Wciąż żyje swoją wyimaginowaną wizją wielkiej miłości. Rzeczywistość, w której jest miejsce na przeciętność, jej nie zadowala. 

 

Czym jest bowaryzm?

Bowaryzm to termin, który zrodził się na kanwie powieści Gustawa Flauberta. Tytułowa pani Bovary miała męża, ale uważała go za nudnego i pospolitego. Nie potrafiła cieszyć się jego bliskością i seksualnością. Wciąż poszukiwała tego wyjątkowego mężczyzny. Wdawała się w liczne romanse. Choć stanowiły one miłą odskocznię od codzienności, nie brakowało  w nich pożądania i namiętności, to w końcu każda znajomość się kończyła. Żadna nie była do końca taka, o jakiej marzyła, przez co nie żyła tu i teraz. Wiecznie doskwierał jej brak satysfakcji. Niezadowolenie z powodu przeciętności odbierało jej radość życia.

 

Jak zachowuje się osoba, która cierpi na syndrom pani Bovary?

Jeśli syndrom pani Bovary nie jest nam obcy, wciąż poszukujemy idealnego partnera. Jednocześnie mamy w głowie idealne wizje życia we dwoje. Wyobrażamy sobie romantyczne randki i pełne żaru noce. Chcemy przeżyć coś wyjątkowego. Stać się dla kogoś obiektem niesłabnącej atencji i zainteresowania.

 

Toksyczne związki a zauroczenie miłością romantyczną

Niestety, bowaryzm ma też swoją mroczną stronę. Zauroczenie miłością romantyczną popycha nas w kierunku niedostępnych emocjonalnie mężczyzn. Narcyz, socjopata czy psychopata, który nas do siebie przyciąga i odpycha, stosując nieregularne wzmocnienia, wydaje się spełnieniem marzeń. W końcu czujemy silne emocje, uzależniamy się od nich. Tylko, czy o to nam chodziło, aby doświadczać skrajnych stanów i cierpieć? Czy nie mamy skrzywionej wizji miłości przez to, że nawet w szkole promuje się werteryzm, omawiając go na lekcjach języka polskiego? Automatycznie zaczynamy łączyć miłość z wielkimi porywami serca, ale też z bezmiarem cierpienia. 

 

Co wspólnego mają bowaryzm i lęk przed odrzuceniem?

Bowaryzm często wiąże się z lękiem przed odrzuceniem. Niekiedy celowo stawiamy partnerom wysokie wymagania, aby stwierdzić, że żaden nam nie pasuje. Wzbraniamy się w ten sposób przed prawdziwą bliskością i intymnością. Żyjemy mrzonkami, fantazjujemy o gwiazdach lub mężu przyjaciółki, czyli osobach niedostępnych. Daje nam to namiastkę szczęścia, ale tak naprawdę nas od niego oddala.

 

Rozczarowanie związkiem to naturalny etap w każdej relacji romantycznej

Syndrom pani Bovary nie zawsze idzie w parze z samotnością, zdarza się, że wchodzimy w związek. Kończymy go jednak na 3. etapie, jakim jest rozczarowanie. Początkowo przeżywamy fazę wzajemnej fascynacji i zauroczenia, czyli stan zakochania. Po nim następuje budowanie związku. W pewnym momencie doskwiera nam rozczarowanie codziennością. Później możemy przejść do dojrzałego związku (etap 4.) i wspólnoty realizującej wspólne cele (najwyższy 5. poziom). Zdarza się jednak, że rozczarowanie okazuje się na tyle silne, że kończymy znajomość, czując zniechęcenie. Taka sytuacja ma miejsce wówczas, gdy konfrontacja z rzeczywistością okazuje się dla nas trudna. Żyliśmy dotychczas imaginacją nt. partnera, a teraz widzimy, że on pozostawia po sobie bałagan, głośno chrapie etc. Zaczyna nam to przeszkadzać. Jeśli jesteśmy zaangażowani w relację, to zaczniemy nad nią pracować. Przybliży nas to do 4. etapu. Jeśli nie, nastąpi rozstanie.

 

Trójczynnikowa teoria miłości Sternberga

Robert Sternberg, wybitny amerykański psycholog, twierdzi, że na prawdziwą miłość, która daje nam szczęście, składa się intymność, namiętność i zaangażowanie. Intymność to otwarcie się przed drugim człowiekiem, szczere wyrażanie swoich potrzeb i emocji. Namiętność to pożądanie, ale też lęk przed utratą ukochanej osoby, który czasem przeradza się w zazdrość. Zaangażowanie to chęć walki o związek i pracy nad nim, nawet gdy dzieje się coś niepokojącego.