Zagubieni - Natasza Socha

Na moście rozciągniętym między brzegami Warty stoi dziewczyna, lat trzydzieści kilka, trudno powiedzieć czy ładna, bo twarz ma wykrzywioną jakimś dziwnym grymasem. Chwilę później już wiadomo dlaczego. Kilka metrów od niej stoi chłopak, chyba młodszy, ale nie to jest najważniejsze. Oboje bowiem postanowili zakończyć swoje życie, skacząc z mostu do wody… Tyle, że głupio jest popełniać samobójstwo w towarzystwie innej osoby.

W tym właśnie momencie każdy myśli, że zna jej zakończenie. Że Mati zakocha się w Sonii, a ona w nim. Że spłodzą potomka, kupią biały domek i może nawet psa. Że będą jedli świeże bułki na śniadanie, ona z dżemem truskawkowym, on wybierze pleśniowy ser. A na most wrócą tylko po to, by przyczepić do niego kłódkę zakochanych. Jednak wszystko może się jeszcze wydarzyć, bo to dopiero początek tej historii.

Kto skoczy pierwszy? Sonia i Mati – to oni przypadkowo spotkali się na moście w marcową noc – i teraz nie mają wyjścia, muszą nawiązać dialog, by ustalić, komu przypadnie palma pierwszeństwa. Ich ostrożny na początku kontakt przerodzi się w głęboki dialog, dzięki któremu przyjrzą się swoim doświadczeniom jak w lustrze i jeszcze raz rozważą motywy, jakie nimi kierowały, gdy tej nocy skierowali swoje kroki nad rzekę. Czy to przypadkowe spotkanie może odmienić ich losy?

 

Zagubieni są pretekstem do przyjrzenia się przyczynom coraz powszechniejszej depresji i podjęcia rozważań nad sensem życia w czasach, w których szczęście wydaje się dostępne na wyciągnięcie ręki, a jednak nie każdemu udaje się je znaleźć. W świecie, w których dominuje kult sukcesu, okazuje się, że realizacja celów nie zawsze idzie w parze ze szczęściem i poczuciem spełnienia. Niemożność ich realizacji tym bardziej.

Natasza Socha po raz kolejny sięga po aktualny problem społeczny i, kreśląc sylwetki swoich bohaterów, z niezwykłą precyzją oddaje złożoność ludzkich charakterów, ich oczekiwania i lęki. Doświadczenia, które wpływają na nasze decyzje. Nawet te pozornie banalne. Słabości, do których nie przyznajemy się sami przed sobą. Schematy, wedle których postępujemy i przekonania, którym ulegamy, przez co świat wokół staje się obcy i szary, a życie traci sens. Są chwile, kiedy jeden człowiek, jeden gest wystarczą, by znów zobaczyć kolory.

Sąsiad otwierał zazwyczaj po trzecim dzwonku.

Jeden.

Dwa.

Trzy.

Mati doszedł do siedmiu i naprawdę się zdziwił. Przystawił nawet ucho do drzwi, ale nie usłyszał kompletnie niczego.

A potem po schodach weszła sąsiadka spod piątki (Mati naprawdę nie znał imion ludzi, z którymi mieszkał, ale kojarzył twarze), spojrzała na niego trochę smutno, a trochę z oburzeniem, że o niczym nie ma pojęcia i powiedziała po prostu:

– Przecież on umarł.

W tej właśnie chwili świat w końcu się zatrzymał. Wszystko stanęło w miejscu, sąsiadka spod piątki z niedomkniętymi ustami, przelatująca mucha, deszcz, który właśnie zaczął kropić i tylko serce Matiego dudniło jak oszalałe. Ta śmierć wbrew pozorom wstrząsnęła nim zdecydowanie bardziej niż śmierć ciotki. Być może dlatego, że nie był na to w ogóle przygotowany. W rękach trzymał słoik z zupą pomidorową z ryżem i kompletnie nie rozumiał, dlaczego ta zupa nie zostanie zjedzona. Dlaczego nie otworzyły się drzwi i pan…pan…

– Jak on miał na imię?

– Marian – odpowiedziała sąsiadka.

(…)

Pan Marian umarł. A wraz z nim minimalna cząstka Matiego, który od tego właśnie momentu zaczął coraz krytyczniej przyglądać się swoim kolejnym dniom. Zupełnie jakby zaatakował go jakiś wirus.

 

(…)

– Ból głowy, kłopoty z oddychaniem, bóle brzucha, wysypka, bezsenność – wypalenie całego siebie. Burn-out klasyfikuje się od niedawna jako chorobę cywilizacyjną dwudziestego pierwszego wieku i najzwyczajniej w świecie właśnie panią dopadła – tak podsumowała ją najpierw pani psycholog, a potem lekarz rodzinny. Wcześniej jeszcze znajoma lekarka zdiagnozowała chandrę.

Sonia nie bardzo wiedziała co dalej robić. Wypalona czuła się faktycznie od dłuższego czasu. Nic jej się nie chciało, nie miała ochoty wstawać z łóżka, a sama myśl o pracy w magazynie napawała ją wstrętem. Te wszystkie kartoniki, pakunki, te miliony przesyłek wysyłanych w cały świat, zupełnie jakby człowiek nie miał nic innego do roboty, jak tylko czekać  na jakąś cholerną paczkę.

Kiedy Sonia widziała stosy piętrzących się kartonów, odnosiła wrażenie, że ludzie nie robią nic innego jak tylko coś zamawiają, kupują i wysyłają, a inni siedzą przy drzwiach i czekają na listonosza. Życie zamyka się do nadawców i odbiorców. Świat zdominowały przesyłki, a ona ma w tym swój gigantyczny udział, bo przecież pracuje w centrum logistyki nadawczej.

„W pracy czuję się jak roślina, którą ktoś przesadził i umieścił w ciemnym lesie, choć tak naprawdę potrzebuje dużo słońca. Czasem zaś odnoszę wrażenie, że kolejne fragmenty mojego ciała odklejają się ode mnie. Że za moment zniknę.” Tak napisała na kartce, którą podała pani psycholog.

– Tak… – terapeutka wyglądała jakby się ucieszyła, że diagnoza jest tak prosta i przewidywalna. – Dawniej nazywano to zwykłym przemęczeniem.

W Zagubionych Mati reprezentuje człowieka sukcesu, młodego wilka, który zachłysnął się życiem na wysokich obrotach, aż poczuł, że nie wie kim jest i dokąd zmierza. Sonia wprost odwrotnie – żyje z dnia na dzień, robiąc rzeczy, które jej nie interesują, bez nadziei na zmianę. Z dnia na dzień czuje się słabsza i mniej wyraźna, jakby znikała.

Ta dwójka spotkała się w miejscu, w którym nie pozostało im nic innego, jak tylko stanąć wobec prawdy o sobie samych. A potem założyli się, że skoczy ten, kto ma ważniejszy powód. W tym momencie opowieść nabiera tempa i zaskakujących zwrotów akcji.