bo-czym-jest-standard

Nowym, jednak niezupełnie już nas zaskakującym, procesem jest powszechna standaryzacja wielu obszarów naszego życia. Czy naprawdę jest ona potrzebna? Z jednej strony stanowi dla nas ochronę przed skrajnościami, z drugiej jednak wrzuca wszystkich do jednego worka.

Pojawiają się obawy, że w zawodach, gdzie duże znaczenie ma baza wyposażenia służącego do praktycznej nauki i koszty tej bazy są wysokie, doprowadzenie do poziomu minimum będzie prawie nieosiągalne ze względów finansowych. Budzi to obawy, że może to indukować edukację w tym samym zawodzie na dwóch skrajnych poziomach. Lepiej prosperujące placówki będą szybciej osiągały poziom założony przez standardy. Pewnie w odległej perspektywie taki układ spowoduje zniknięcie z rynku szkół niespełniających standardów. Jednak czas przejściowy może być dłuższy, niż się spodziewamy, i najeżony innymi pułapkami.

Pozwolić upadać wszystkim, którzy nie są w stanie spełniać norm? Czy w edukacji jest to możliwe? Pomagać w utrzymaniu się na powierzchni i dać czas na dostosowanie? Czy nie stracą na tym ambitne i dobrze rozwijające się szkoły? Pewnie staniemy przed tymi dylematami. Zatem standard w postaci wytycznej i takiego samego poziomu dla wszystkich to utopia? Standard nie może być punktem. Pojawia się zakres obowiązywania. Standard jako „zakres norm” centralnie regulowany – jedyne wyjście z sytuacji? Pytanie tylko, czy poszczególne jednostki będą w stanie generować informacje, które pozwolą odpowiednio moderować zakres obowiązywania standardu generalnego? Jak widzimy, przed standaryzacją równie dużo pytań, co nadziei. Wydaje się, że bieg się już rozpoczął i będzie to raczej maraton niż sprint.

Arkadiusz Samojedny