z-pamietnika-zapracowanej-trzydziestki-iii

Nie lubię swojego wieku. Nie lubię tej „trzydziestki”. O tak, już słyszę głosy oburzenia: „Jak to, przecież to najlepszy czas”, „Co ty gadasz? Nie jesteś jeszcze stara”, „Głupia – masz teraz wszystko, bo wciąż jesteś atrakcyjna, a jednocześnie zyskałaś niezależność finansową” i tak dalej…

Czytałam już różne porady i tam zwykle rzecz sprowadza się do tego, by stworzyć wokół siebie silny zespół, który będzie „bronił” mojego autorytetu. Tylko… że ja „oficjalnie” tego autorytetu nie mam. Nie jestem kierownikiem, nie jestem dyrektorem – jestem po prostu pracownikiem, który – ponieważ lubi swoją pracę i potrafi czasem poświęcić kilka godzin wolnego czasu na dokształcanie się – poznał ją dobrze, przez co w niektórych kwestiach po prostu jest lepszy od innych. Prawdę mówiąc wstydzę się nawet przyznać do tego bycia lepszą, bo wiem, że zostanie to odebrane, jakbym twierdziła, że wiem już wszystko i jestem nieomylna. A to nieprawda – lepsza w niektórych sprawach znaczy tylko lepsza, a nie spoczywająca na laurach jako wszechstronny omnibus.

Niestety, wciąż widzę w nas – Polakach – taki trend, że nie należy się wychylać, bo zostanie się ściętym, przez co chowamy się za fałszywą skromnością. A może w tym właśnie tkwi problem, że ośmielam się wskazywać błędy innych? Może dopiero za kilkanaście lat będzie mi „wypadało” wiedzieć coś lepiej?

Czytaj inne kartki z pamiętnika

Co może przynieść nowy dzień…