jestem-matka-i-jestem-z-tego-dumna

Dzień Matki jest okazją do wspólnego świętowania, przyjmowania i dawania upominków, ale także okazją do refleksji. To przedziwny czas, kiedy smutek, tęsknota, duma, wdzięczność, radość i miłość splatają się ze sobą.

Chce, żeby jej córka doświadczyła tego, co ona – matki, która zawsze ma pod ręką zapas czekolady i nieprzemakające kalosze: bo nie ma takiego bólu serca, którego nie uleczy czekolada… no dobra, czasem jest, ale od tego są kalosze, żeby wyjść śmiało w deszcz.

Chce pokazać dziecku przez mikroskop nieskończone galaktyki, które chowają się w kropli wody i nauczyć je, że czasem w otwarte ramiona wpada też ból i cierpienie, ale one tylko nam pokazują, ile innych pięknych rzeczy jest na świecie – tak, jak płuca pozbawione powietrza przypominają sobie, jak słodko jest oddychać.

My, matki, boimy się opowiadać o swojej miłości i poswięceniu, bo nie chcemy wyjść na męczenniczki, bo nie uważamy, że to coś wielkiego. A może czas, byśmy zaczęły tworzyć swoją poezję, listy do swoich matek, do swoich dzieci?

Czemu tego nie robimy? Bo boimy się, że jeśli napiszemy o swoim zmęczeniu, niechęci, rozterkach, strachu, wyjdziemy na złe matki, a jeśli będziemy pisać o pozytywach – nikt nie weźmie nas na poważnie. Jakby to, że bycie dumnym z bycia matką było czymś złym.

Mamy pełne prawo być dumnymi z siebie, że nasze dzieci przynoszą nam laurki, kwiatki i przytulają się do nas – choćby tylko w tym dniu.

Jesteśmy warte tego, by o nas pisać wiersze, każda z nas. I w pewnym sensie są pisane, tylko bezgłośnie – w błyszczących oczach i uśmiechach naszych dzieci.

Joanna Pastuszka-Roczek