czeste-mycie-skraca-zycie

Czy częste mycie rąk jest dobre, czy złe? Ale przecież wokół same bakterie!!! A może to zwykłe natręctwo, nawyk?

Żyjemy w „sterylnym świecie”, coraz częściej boimy się zjeść pomidora z ogródka, nie myjąc go uprzednio, dotykamy klamek w sklepach i czym prędzej biegniemy umyć ręce. Oczywiście, ma to swoje uzasadnienie, ale czy nie popadamy w skrajności? Żeby nie powiedzieć paranoję…

Ten krótki tekst jest odpowiedzią na komentarze, które pojawiły się pod artykułem „Superbakteria – thriller, czy już dramat cz.III”. Bardzo cieszy oko tak żywy odzew na naszą „historię”, w końcu jesteśmy aktorami w tym spektaklu i nie możemy obojętnie przechodzić bokiem koło scen, które się rozgrywają wokół nas każdego dnia.

Smuci jednak powszechny zachwyt nad środkami antybakteryjnymi. Firmy produkujące zachwalają je, gwarantując czyste i pozbawione bakterii dłonie po zastosowaniu ich jakże najlepszego środka. Jak się okazuje, im lepszy i skuteczniejszy środek, tym dla nas… gorzej.

Jeśli pamiętacie, w poprzednich artykułach było napisane, że antybiotyki wyjaławiają nasz organizm z symbiotycznych bakterii, które zapewniają nam ochronę przed drobnoustrojami chorobotwórczymi oraz powodują antybiotykooporność. Częste używanie środków dezynfekcyjnych przynosi niestety bardzo podobne efekty. W pierwszym etapie faktycznie dany specyfik zabija drobnoustroje, przy okazji niszcząc naszą naturalną florę bakteryjną. Następnie, podobnie jak w przypadku antybiotykooporności, bakterie przyzwyczajają się do nowego środowiska i przestają reagować na obecność środka dezynfekcyjnego. Często dezynfekując ręce po zakupach, sami wpędzamy się w ślepą uliczkę, w której czyha cichy zbir, gotowy zaatakować jak tylko poczuje, że środki ochrony osobistej używane do tej pory już na niego nie działają, on też potrafi radzić sobie z przeciwnościami losu. Wtedy niestety dla nas będzie dużym kłopotem, aby takiego „nieproszonego gościa” się pozbyć. Poprzez jednorazowe dezynfekowanie rąk niszczymy mikroorganizmy, jednak w gruncie rzeczy również osłabiamy siebie.

Każdy spostrzegawczy i ciekawy świata człowiek po przebytym zabiegu chirurgicznym z komplikacjami w formie infekcji rany pooperacyjnej zastanawiał się „jak to możliwe?!”. Przecież myłem się, dbałem o higienę, dezynfekowałem ręce itd. Tymczasem w łóżku obok leży sobie bezdomny po takim samym zabiegu operacyjnym i wychodzi ze szpitala bez komplikacji, bez infekcji. Dlaczego tak się dzieje?

Właśnie częste mycie rąk i sterylizacja może być przyczyną takiego zjawiska. Drobnoustroje bytujące na organizmach np. bezdomnych, zaniedbanych ludzi, którzy nie dbają o higienę osobistą, nie korzystają ze środków dezynfekcyjnych, nie znają takich form pozbywania się zakażeń. Ich organizm bardzo szybko w sposób naturalny sam sobie radzi z „intruzami”, a podanie dodatkowo środków bakteriobójczych natychmiast likwiduje zakażenie. Osoby „do przesady” zadbane są w tej niekomfortowej sytuacji, że ich flora bakteryjna przyzwyczaiła się do obecności środków czyszczących i potrzeba „ciężkiej artylerii” aby zwyciężyć bój.

O tym, że zbyt często stosowane środki dezynfekcyjne powodują powstanie oporności drobnoustrojów, wiadomo już od dawna. Dlatego zalecane jest w szpitalach częste zmienianie preparatów bakteriobójczych o zróżnicowanych składach, mechanizmach działania, różnych producentów, aby uniknąć sytuacji, w których bakterie, grzyby i wirusy przyzwyczają się do obecności danego specyfiku i przestają reagować na jego obecność, dowolnie się namnażając i rozprzestrzeniając.

Niech środki dezynfekcyjne pozostaną w szpitalach. Ułatwi to w przyszłości walkę z drobnoustrojami. Do codziennej higieny i mycia rąk w zupełności wystarczy nam zwykłe mydło a poza domem, gdzie nie ma kranu z bieżącą wodą, chusteczki czyszczące, nawilżone – powszechnie dostępne w każdej drogerii. Te środki są w zupełności wystarczające, aby poradzić sobie z codziennymi „małymi problemami”.

Artykuły powiązane:
Historia z superbakteriami – thriller czy już dramat? Cz. III

Maurice