wywiad z Krystyną Koftą

„Ludzie zwracają się do mnie, bo mają zaufanie, wiedzą, że przeszłam swoje i nie okłamuję ich. Nie tylko kobiety, także mężczyźni, którzy nie wiedzą jak się zachować.” – z „Krystyną Koftą” o trudnych doświadczeniach z rakiem piersi oraz potrzebie regularnych badań rozmawia Alicja Złotkowska.

R: No tak, faktycznie mamy zwyczaj być mądrymi dopiero po szkodzie. Niemniej na raka piersi zapada co 15 z Polek, trafiło na Panią. Trudne pytanie: jak to było… oswoić się z tą myślą? Czy z nią da się oswoić? I jak to zrobić?

KK: Mam zasadę by, gdy coś się dzieje, natychmiast działać. Wiedziałam, że sama sobie jestem winna i że muszę walczyć. Od razu zrobiłam wszystkie potrzebne badania i po tygodniu znalazłam się na stole operacyjnym. Zapłaciłam za operację, żeby przyśpieszyć jej termin, bo stan był dość zaawansowany. Nie zamierzałam się oswajać, odpychałam chorobę zamiast się na nią godzić. Chciałam żyć tak jak do tej pory. To było trudne, zwłaszcza podczas chemioterapii, ale udało się. Pisałam felietony, dziennik. Chodziłam w peruce, bez rzęs i brwi, bez paznokci – bo chemioterapia mi je zabrała – do programu „Co pani na to?”, prawie co tydzień. Brałam udział w normalnym życiu. Najgorsze, co można zrobić, to leżeć i rezygnować z pracy, rozrywek, spotkań z przyjaciółmi. Oczywiście po każdej chemii dwa, trzy dni były dość koszmarne, bo miałam potworne bóle, od stóp po korzonki włosów, które mi wypadły. A jednak wiedziałam, że to przejdzie. Zamiast myśleć o oswajaniu, skupiłam się na zorganizowaniu życia wokół choroby. Żeby nie eksploatować bliskich ponad miarę. Co mogłam zrobić w domu, robiłam to sama. Dbałam także o siebie znacznie bardziej niż wcześniej. O strój, makijaż itd.

R: I dzięki takiej postawie była i jest Pani bohaterką wielu kobiet. W dodatku o swoich doświadczeniach napisała Pani książkę Lewa, wspomnienie prawej. Kiedy Pani ją tworzyła – czy książka powstała bardziej dla Pani, czy jest ona raczej przesłaniem dla Czytelników?

Od czterdziestu lat prowadzę dziennik. Lewa, wspomnienie prawej to nie jest powieść ani też książka napisana na zamówienie. Dostałam propozycję napisanie powieści, jednak nie mogłam, to było dla mnie fałszywe. Po prostu opublikowałam swój dziennik z tego okresu, kilka miesięcy przed chorobą, moment wkroczenia raka w moje życie, chemia, leczenie. Są także dowody bliskości z ludźmi, z moją rodziną i przyjaciółmi. Także z nieznajomymi. Dostawałam wsparcie od Czytelniczek i Czytelników. To było niesamowite doświadczenie. Nie dawałam w dzienniku żadnego przesłania. Na każdym kroku spotykałam kobiety, które pytały mnie o różne dla nich ważne rzeczy. Powinny dowiadywać się od lekarzy, ale niestety, brak czasu, ochoty, wiedzy psychologicznej powodował, że czuły się samotne. Mogłam wypełnić te lukę swoim dziennikiem, a więc mimo wątpliwości, lęku przed „obnażeniem”, przed ekshibicjonizmem, zrobiłam to i nie żałuję.

Alicja Złotkowska