z-pamietnika-zapracowanej-trzydziestki-iii

Nie lubię swojego wieku. Nie lubię tej „trzydziestki”. O tak, już słyszę głosy oburzenia: „Jak to, przecież to najlepszy czas”, „Co ty gadasz? Nie jesteś jeszcze stara”, „Głupia – masz teraz wszystko, bo wciąż jesteś atrakcyjna, a jednocześnie zyskałaś niezależność finansową” i tak dalej…

Znam te argumenty, a jednak nadal nie lubię swojego wieku i nie lubię go właśnie przez pracę – przez tę świetną pracę, która daje mi pieniążki na codzienne życie. I co jest w tym najdziwniejsze? Że nie ironizuję teraz, ja naprawdę lubię swoją robotę. Lubię tę dziobaninę w papierach, lubię być skrupulatna i nie ukrywam, że każdy zamknięty projekt daje mi jakąś satysfakcję. Nie chcę zmieniać pracy.

W czym zatem problem? W ludziach? Wcale nie. Wiadomo, są różni i nikogo z mojego otoczenia nie zaliczyłabym do kręgu bliskich znajomych, jednak nie mogę powiedzieć, że ich nie lubię. Jest między nami sympatia, są żarty – każdy jest inny, ale jakoś koegzystujemy. Ot normalnie – raz jest lepiej, a raz gorzej.

Myślę zatem, że problem tkwi w moim wieku właśnie. W tym, że jestem jeszcze zbyt młoda, by naturalnie sprawiać wrażenie osoby znającej się na rzeczy, a z drugiej strony – z racji kilkuletniego stażu – wiem, że na rzeczy się znam. No i w ten sposób powstaje paradoks: skoro najlepiej w biurze znam się na wykonywanej pracy, to ja szkolę nowych, ja jestem wyznaczana do projektów, których nie można „spaprać”, mnie ciągle ktoś prosi o radę czy pomoc i to ja reprezentuję nasz zespół. Tylko czy ktoś to docenia? Owszem, w chwili, w której mu pomogę, ale za kilka godzin znów jesteśmy „równi”, więc gdy zwracam komuś uwagę albo wyrażam zniecierpliwienie faktem, że kilka razy danej osobie coś mówiłam, a ona dalej popełnia ten sam błąd – jestem niemiła, rządzę się, traktuję kolegów jak podwładnych. Nie wzbudzam szacunku i też nie chcę go wzbudzać sztucznie, czyli chowając uwagi pod płaszczem próśb i fałszywych uśmiechów. Nie jestem taka, mówię wprost, co myślę. Tylko że takich ludzi lubi się tylko w teorii. Aż mi się przypomniał żart:

Na rozmowie rekrutacyjnej pada pytanie do kandydata:

  • A jaka jest pana największa wada?
  • Chyba szczerość.
  • Szczerość? Myślę, że to zaleta.
  • Mam gdzieś, co pan myśli.

Co może przynieść nowy dzień…