Czym jest syndrom sztokholmski
Brent Ninaber z unsplash

Mogłoby się wydawać, że osoba, która doświadcza przemocy fizycznej, psychicznej i/lub seksualnej, będzie dążyła do zmiany sytuacji i ukarania sprawcy. Czasem ludzie postępują dość nieoczekiwanie. Świat pogrążył się w zadumie, gdy Natascha Kampusch po latach więzienia opłakiwała śmierć swojego kata. Wszyscy zastanawiali się, co kieruje kobietą, która doświadczyła skrajnej formy przemocy. Psycholodzy znają odpowiedź na to pytanie. Czym jest syndrom sztokholmski i u kogo się ujawnia?

 

Toksyczne związki – jak funkcjonują w nich ofiary?

Toksyczne związki powodują cierpienie. Osoba, która jest maltretowana, odczuwa lęk o swoje życie. Kiedy pada ofiarą przemocy psychicznej, jej poczucie własnej wartości gwałtownie maleje. Przestaje wierzyć w siebie i swoje poczucie sprawczości. Jednocześnie zaczyna bacznie obserwować sprawcę, aby się z nim zsynchronizować i uniknąć bólu.

Niejednoznaczne zachowania a syndrom sztokholmski

Syndrom sztokholmski powstaje tylko u niektórych osób. Sprzyja mu niejednoznaczność ludzkiej natury. Mózg nie najlepiej radzi sobie w sytuacji, gdy docierają do niego sprzeczne informacje. Zaczyna faworyzować jedną z nich, bagatelizując drugą. Sprawca przemocy zadaje swojej ofierze ogromne cierpienie. Z drugiej strony czasem wykazuje ludzkie odruchy, np. robi jej śniadanie. Sprawia to, że zaczyna ona wierzyć w jego dobre intencje. Uważa, że poprzez odpowiednie postępowanie zmieni kata w anioła.

Uzależnienie od sprawcy przemocy

Myślenie życzeniowe rzadko jednak przynosi oczekiwane rezultaty. Po chwilach, kiedy sprawca przemocy zachowuje się w miarę akceptowalnie, następują momenty naznaczone bólem. Syndrom sztokholmski sprawia, że osoba, która go doświadcza, uzależnia się od kata. Nie potrafi od niego odejść, nawet gdy ten zagraża jej życiu i zdrowiu.

Wierność sprawcy jako strategia przetrwania

Syndrom sztokholmski, który po raz pierwszy opisano po napadzie na bank w Szwecji, można uznać za swego rodzaju strategię przetrwania. Niektórzy zaczynają postrzegać zachowanie oprawcy jako słuszne, usprawiedliwiają go. Od niego zależy ich los. Jeśli będzie miał dobry nastrój, przyniesie jedzenie, powie miłe słowo. Należy dołożyć wszelkich starań, aby zaskarbić sobie jego przychylność.

U kogo rozwija się syndrom sztokholmski?

Nie u wszystkich ofiar przemocy rozwija się syndrom sztokholmski. Niektóre jednoznacznie oceniają sprawcę jako złego człowieka i pragną go ukarać. Korzystają z możliwości ucieczki, gdy ta tylko się nadarzy. Psycholodzy uważają, że określone cechy osobowoście predysponują do solidarności z katem. Statystycznie częściej występują one u osób, które w dzieciństwie doświadczyły przemocy i musiały zaakceptować ten stan.

Przemoc w związku – dlaczego kobiety nie odchodzą?

Wiedząc, na czym polega syndrom sztokholmski, można zrozumieć kobiety, które nie odchodzą od męża tyrana. Ten przez lata je bije, znęca się nad nimi psychicznie, a nawet gwałci. Okazuje agresję innym osobom, w tym dzieciom. Wynosi z domu cenne przedmioty. Zdradza je z wieloma kobietami, a one nadal nie widzą powodu, dla którego miałyby od niego odejść. Bronią kata, usprawiedliwiając go ciężkim dzieciństwem lub porywczym charakterem. Niekiedy nawet mu pomagają, oddając swoje ostatnie pieniądze na alkohol czy narkotyki. Robią to, choć mają obok siebie dzieci, które powinny chronić.

Utrwalone ścieżki neuronalne a problem wyrwania się z przemocy

Ofiary wieloletniej przemocy rzadko odchodzą od kata, nawet gdy przydarza się ku temu okazja. Np. matka może przez lata wmawiać córce, że muszą mieszkać z ojcem, bo ona nie ma środków do życia. Nie stać ją na wynajem mieszkania i zakup jedzenia. Kiedy po latach dziedziczy mieszkanie i pieniądze, nadal nie odchodzi od niego. Kupuje mężowi nowe ubrania, elektronikę i alkohol. Nie wykorzystuje szansy danej przez los. Jej wybór warunkują poniekąd utrwalone ścieżki neuronalne, które niełatwo zmienić. Ponadto ofiary długotrwałej przemocy doświadczają silnego stresu, który zmienia ich fizjologię. Zostają też odarte z poczucia własnej wartości i nie wierzą, że poradzą sobie w pojedynkę.

Magdalena Kukurowska