zapomniana-sztuka-rozmowy

Wypowiadamy coraz więcej słów, rozmawiamy coraz mniej. Mówimy do siebie, a nie ze sobą. Szczególnie silnie ten problem uderza w małżeństwa, które nie potrafią się już komunikować.

Spójrzmy na niego – zabiegany biznesmen, sprawnie żonglujący telefonem, notebookiem, odpisujący błyskawicznie na SMSy, rzutki i konkretny. Wypowiada w pracy tysiące słów, wykonuje setkę telefonów, ma odpowiedź na każde pytanie. Spójrzmy na nią – potrafi godzinę przegadać z koleżanką, potrafi wszystko załatwić za pomocą telefonu, w pracy jest wręcz duszą towarzystwa i skarbnicą ploteczek i informacji.

Kiedy posadzimy ich razem w jednym pokoju, zapada pełna zakłopotania cisza, przerywana z rzadka krótkimi informacjami typu „kup to, zrób to, czemu tego nie zrobiłeś”, a w pewnym momencie któreś sięga po pilota telewizora lub włącza radio, by wypełnić przestrzeń dźwiękami.

Szybko, coraz szybciej

Żyjemy w świecie błyskawicznej komunikacji, a wymiana informacji zastąpiła sztukę rozmowy. Dla naszych dziadków to właśnie rozmowa była główną formą rozrywki, nam wystarczy włączyć komputer, by natychmiast uzyskać dostęp do nieograniczonej liczby informacji, filmów i gier. Rewolucja technologiczna nastąpiła tak szybko, że nie nauczyliśmy się jeszcze nad nią panować.

Dawniej ktoś, kto wiedział więcej, niż inni, cieszył się zasłużonym szacunkiem, gdyż zdobywanie wiedzy wiązało się z wysiłkiem i czasem. Przekonanie to istnieje do dziś, więc nieustannie staramy się wiedzieć coraz więcej i więcej, tak, że nie starcza nam czasu na zrozumienie informacji. Polegamy na opiniach komentatorów, bezrefleksyjnie przyjmując ich zdanie – głównie dlatego, że nie mamy czasu na przetrawienie treści komunikatu, bo w kolejce ustawia się już dziesięć następnych.

Joanna Pastuszka-Roczek