jestem już dorosły

Kiedy nasze dzieci dorastają i stają się coraz bardziej samodzielne, wymagają od rodziców innego podejścia, niż jak były nieporadne i potrzebujące opieki. Chcą, aby pytano je o zdanie, liczono się z ich decyzjami i rozmawiano z nimi jak z dorosłymi. Wielu rodziców ma z tym problem i nie dostosowuje się do wieku potomka, traktując go jak wieczne dziecko. Nie tędy droga!

Relacje pomiędzy rodzicami a dorosłymi dziećmi mogą być bardzo dobre pod warunkiem, że „pracujemy” na to od urodzenia naszych pociech – to podpowiada nasza intuicja.
Na każdym etapie funkcjonowania rodziny tworzymy podłoże do uczuciowego i przyjacielskiego układu. Silną więź buduje się przez całe lata, razem z dziećmi spędzając wakacje, angażując się w rozwijanie dziecięcych i młodzieżowych zainteresowań, okazując sobie wzajemnie miłość, wyrozumiałość i szacunek.

Przychodzi w końcu moment, kiedy nasza latorośl, uznając się za dorosłą, nie potrzebuje rodziców w takim stopniu jak kiedyś. Nie chce bezkrytycznie przyjmować rad i sądów, bo przecież ma już swoje zdanie – zdanie młodego człowieka, często lepiej przecież rozumiejącego ten świat i czas, w którym żyjemy. Ciągłe pouczanie go spowoduje, że będzie się odwracał i automatycznie poprawny z nim dotychczas kontakt będzie zwyczajnie zanikał.

Elastyczność

Aby rodzic mógł przetrwać bez wielkiego cierpienia ten etap i nie zamęczał przy tym swojego dziecka, musi wykazać wiele cierpliwości i mieć świadomość, że taki stan, to norma. Nie narzucać bezceremonialnie swojej woli, dyskretnie kontrolować życie naszej młodzieży, obserwować otoczenie i znajomych, wyrażając w sposób wyważony swoje sugestie. Powinno procentować to, co “wpajaliśmy”: pociechom od najmłodszych lat.

„Dzieci” kończą szkoły, studia, zakładają rodziny. Rodzice pełnią już całkiem inną, nową rolę w rodzinnym układzie. Oswajają się z sytuacją, oddychając z pewną ulgą w przeświadczeniu, że dzieci są już „zabezpieczone”, a teraz my – rodzice – mamy czas niemal wyłącznie dla siebie, możemy znowu po latach przyjrzeć się baczniej sobie nawzajem.

Nagle, wraz z pojawieniem się wnuków, stajemy się znów nieodzowni dla naszych „dzieci”. Bo kto, jak nie dziadkowie, z taką miłością i oddaniem zajmie się maleństwem… Tworzy się nowa rodzinna struktura, nowa funkcja rodziców i nowe priorytety: małe dziecko i jego potrzeby, daleko za tym – cała reszta.

Paweł Chudy