petting-seks-bez-penetracji

Aby odczuwać seksualną przyjemność z kontaktu z partnerem, nie trzeba odbywać stosunku. Umiejętne pobudzanie stref erogennych obojga kochanków może stanowić takie samo – jeśli nie większe – źródło rozkoszy.

Petting, czyli pobudzanie stref erogennych bez penetracji

Pierwsza prawda o naszych strefach erogennych jest prosta. Bez kontaktu z ciałem gadanie o tym wszystkim nie ma najmniejszego sensu. Zmysły wymagają pielęgnacji i uwagi. I dotyk, którego używamy, pobudzając strefy erogenne, nie jest wyjątkiem. Wszystkie możliwe szkoły psychologiczne akcentują wagę dotyku w naszym życiu, opracowując wskazania minimalnej liczby głasków na dzień, jaką powinnyśmy przyjąć, aby zachować zdrowie. Dotyk i głaskanie redukuje ilość kortyzolu (hormonu stresu), co pozwala rozluźnić się i otworzyć na kontakt fizyczny i psychiczny. Bez niego nasze strefy zmieniają się w pustynię.

Druga zasada pettingu jest równie prosta: nie ma zasad. Każdy z nas ma własny, indywidualny rozkład punktów, które reagują na stymulację. Co więcej, każdy z nas ma swoje punkty aktywne w różnym czasie. To znaczy, że na przykład delikatne gryzienie sutków na początku gry wstępnej może być dla niektórych kobiet świetnym bodźcem, ale robienie tego samego pod koniec aktu może sprawiać ból.

Podobno ilość kobiecych i męskich stref erogennych jest jak 5 do 1. „Podobno”, bo tak mówią badania, a nie doświadczenie. Mężczyźni, oprócz genitaliów, dysponują w większości tymi samymi strefami erogennymi, co kobiety, choć o różnej wrażliwości. Wciąż istnieje takie myślenie, że mężczyźni dbają tylko o „porządny stosunek”, czyli penetrację, a dotykanie ich nie rusza. Tymczasem większość mężczyzn uwielbia dotyk, a znaczenie pettingu i innych form pobudzania wzrasta wraz z wiekiem. O ile 20-latek podnieca się szybko i łatwo, o tyle 50-latek będzie potrzebował więcej zabiegów, żeby wkręcić się na obroty. I do tego właśnie mamy strefy erogenne.

Marta Niedźwiecka